W tym tygodniu
proponujemy wykorzystać jeszcze ostatnią szansę na przygotowanie przetworów. Poniżej
nasze ulubione powidła śliwkowe :) W
najbliższych dniach obiecujemy jeszcze skrobnąć o musie jabłkowym i smażonych śliwkachw
goździkowym syropie - eksperymentalny pomysł Sławka. Te słodkie
słoiczki z pewnością przydadzą się w
mroźne dni. My na pewno skorzystamy z nich w okresie przedświątecznych
przygotowań- do tematu wrócimy ;)
P.S. Nie
zrażajcie się tematem pasteryzacji, poniżej mnóstwo porad dla niewtajemniczonych
:) To naprawdę nie jest trudne!
Składniki:
-> dowolna ilość śliwek węgierek
-> cukier (Jula mówi, żeby dać jak najmniej)
-> dowolna ilość śliwek węgierek
-> cukier (Jula mówi, żeby dać jak najmniej)
Śliwki
umyć, a następnie przekrajać na połówki, odrzucając pestki. Wsypać do garnka.
Powinien on być szeroki- aby owoce szybciej parowały- i głęboki (w trakcie
gotowania mocno pryska!). Przed włączeniem gazu można wlać do garnka ¼ szklanki
wody. Dzięki temu śliwki nie zaczną nam się przypalać i przywierać do spodu.
Cukru najlepiej wsypać ostrożnie, niewielką ilość (my dosładzamy już pod
koniec, gdy można ocenić jak „kwaśne” są powidła). I teraz sedno- gotowanie
powideł trwa około 3 godzin. I nie ma to tamto, trzeba tego pilnować ;).
Dlatego w trakcie polecamy znaleźć dobrą strawę dla duszy- książka, film czy
muzyka przy parującym garnku śliwek to doskonały towarzysz .
Po krótkim
czasie śliwki puszczą sok i zaczną się w nim gotować. Mieszanie jest konieczne,
ale wystarczy „raz w czas”. Jednakże gdy powidła zaczynają już przybierać
właściwą konsystencję i ciemnoczerwony kolor- wtedy trzeba już być uważnym, bo
o przypalenie nietrudno. Wypróbowany niezawodny sposób? Mieszać w garnku nie
łyżką, ale drewnianą szpatułką, tak, aby co chwilę trzeć nią po dnie, by masa
nie przywierała na zbyt długo- dzięki temu nic nam się nie przypali :)
I teraz rodzi
się ostatni problem- jak te wspaniałe smaki przechować do zimy? Czy trzeba
przeprowadzać ten straszny proces zwany PASTERYZACJĄ? To zależy, o tym zaraz
napiszemy ;)
Pierwsza
rzecz- pokrywki. Najlepiej wybierać takie z „klikającym” wieczkiem, bo dają nam
pewną odpowiedź, czy przetwory są dobrze zakonserwowane.
Pasteryzacja
ma na celu usunięcie części powietrza ze słoika i zassanie pokrywki, dzięki
czemu przetwory nie pleśnieją. Efekt ten można jednak osiągnąć prościej, ale
trzeba trzymać się kilku zasad…
Do słoików
nalewamy GORĄCE powidła/syrop/mus/dżem. Następnie wycieramy ściereczką
nasączoną spirytusem brzegi słoików od zewnątrz, jeśli ubrudziły się owocami w
trakcie nakładania. Pokrywki również przecieramy alkoholem. Następnie zakręcamy
słoiki, ale bardzo lekko. Odczekujemy ok. 1 minutę i szczelnie dokręcamy
wszystkie nakrywki. Odwracamy słoiki DO GÓRY DNEM i najlepiej zostawiamy je
przykryte kocem na noc, aby wystygły spokojnie. Gdy rano chłodne już słoiki
mają zassane pokrywki- wszystko się udało i można odłożyć smakołyk do spiżarni.
Jeśli nie- trzeba słoiczek ZAPASTERYZOWAĆ.
W tym celu
przygotowujemy prosty „aparat” do pasteryzacji. Na dnie garnka umieszczamy
ściereczkę, układamy na niej słoiki (pokrywki lekko zakręcone) i zalewamy wodą poniżej
poziomu pokrywki słoików (muszą więc być one podobnej wysokości). Od momentu
zagotowania odmierzamy 20 minut. Gorące słoiki (ostrożnie!) wyjmujemy,
dokręcamy pokrywki i odwracamy do góry dnem. Przykrywamy kocykiem, aby przez
noc powoli wystygły i rano cieszymy się samodzielnie zapasteryzowanymi
słoiczkami. Powodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz