środa, 17 września 2014

Zapasów na zimę momenty ostatnie, czyli wpis bardzo długi

W tym tygodniu proponujemy wykorzystać jeszcze ostatnią szansę na przygotowanie przetworów. Poniżej nasze ulubione powidła  śliwkowe :) W najbliższych dniach obiecujemy jeszcze skrobnąć o musie jabłkowym i smażonych śliwkachw goździkowym syropie - eksperymentalny pomysł Sławka. Te słodkie słoiczki z pewnością  przydadzą się w mroźne dni. My na pewno skorzystamy z nich w okresie przedświątecznych przygotowań- do tematu wrócimy ;) 

P.S. Nie zrażajcie się tematem pasteryzacji, poniżej mnóstwo porad dla niewtajemniczonych :) To naprawdę nie jest trudne! 

Składniki:
-> dowolna ilość śliwek węgierek
-> cukier (Jula mówi, żeby dać jak najmniej)

Śliwki umyć, a następnie przekrajać na połówki, odrzucając pestki. Wsypać do garnka. Powinien on być szeroki- aby owoce szybciej parowały- i głęboki (w trakcie gotowania mocno pryska!). Przed włączeniem gazu można wlać do garnka ¼ szklanki wody. Dzięki temu śliwki nie zaczną nam się przypalać i przywierać do spodu. Cukru najlepiej wsypać ostrożnie, niewielką ilość (my dosładzamy już pod koniec, gdy można ocenić jak „kwaśne” są powidła). I teraz sedno- gotowanie powideł trwa około 3 godzin. I nie ma to tamto, trzeba tego pilnować ;). Dlatego w trakcie polecamy znaleźć dobrą strawę dla duszy- książka, film czy muzyka przy parującym garnku śliwek to doskonały towarzysz .

Po krótkim czasie śliwki puszczą sok i zaczną się w nim gotować. Mieszanie jest konieczne, ale wystarczy „raz w czas”. Jednakże gdy powidła zaczynają już przybierać właściwą konsystencję i ciemnoczerwony kolor- wtedy trzeba już być uważnym, bo o przypalenie nietrudno. Wypróbowany niezawodny sposób? Mieszać w garnku nie łyżką, ale drewnianą szpatułką, tak, aby co chwilę trzeć nią po dnie, by masa nie przywierała na zbyt długo- dzięki temu nic nam się nie przypali :)

I teraz rodzi się ostatni problem- jak te wspaniałe smaki przechować do zimy? Czy trzeba przeprowadzać ten straszny proces zwany PASTERYZACJĄ? To zależy, o tym zaraz napiszemy ;)

Pierwsza rzecz- pokrywki. Najlepiej wybierać takie z „klikającym” wieczkiem, bo dają nam pewną odpowiedź, czy przetwory są dobrze zakonserwowane.

Pasteryzacja ma na celu usunięcie części powietrza ze słoika i zassanie pokrywki, dzięki czemu przetwory nie pleśnieją. Efekt ten można jednak osiągnąć prościej, ale trzeba trzymać się kilku zasad…

Do słoików nalewamy GORĄCE powidła/syrop/mus/dżem. Następnie wycieramy ściereczką nasączoną spirytusem brzegi słoików od zewnątrz, jeśli ubrudziły się owocami w trakcie nakładania. Pokrywki również przecieramy alkoholem. Następnie zakręcamy słoiki, ale bardzo lekko. Odczekujemy ok. 1 minutę i szczelnie dokręcamy wszystkie nakrywki. Odwracamy słoiki DO GÓRY DNEM i najlepiej zostawiamy je przykryte kocem na noc, aby wystygły spokojnie. Gdy rano chłodne już słoiki mają zassane pokrywki- wszystko się udało i można odłożyć smakołyk do spiżarni. Jeśli nie- trzeba słoiczek ZAPASTERYZOWAĆ.

W tym celu przygotowujemy prosty „aparat” do pasteryzacji. Na dnie garnka umieszczamy ściereczkę, układamy na niej słoiki (pokrywki lekko zakręcone) i zalewamy wodą poniżej poziomu pokrywki słoików (muszą więc być one podobnej wysokości). Od momentu zagotowania odmierzamy 20 minut. Gorące słoiki (ostrożnie!) wyjmujemy, dokręcamy pokrywki i odwracamy do góry dnem. Przykrywamy kocykiem, aby przez noc powoli wystygły i rano cieszymy się samodzielnie zapasteryzowanymi słoiczkami. Powodzenia!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz